Roman Kaźmierski
Janusz Drzewucki, Niewygodny język w ustach
Roman Kaźmierski to dla mnie poeta szczególny. Urodził się bowiem w tym samym mieście co ja, mianowicie w Kruszwicy. Mimo że w dzieciństwie i młodości mieszkaliśmy u stóp Mysiej Wieży, nic o sobie nie wiedzieliśmy. Poznaliśmy się raptem dwa lata temu w Warszawie. Powodem spotkania była poezja, rzecz jasna.
Właśnie w roku 2004 nakładem Wydawnictwa Nowy Świat ukazał się jego zbiór wierszy "Sen odwykowy". Był to klasyczny spóźniony debiut. Co prawda Kaźmierski w 1975, w czasie studiów na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, wydał arkusz poetycki "Bezpieczna odległość", ale była to typowa studencka efemeryda wydawnicza: zgrzebna okładka, marny papier, mikroskopijny nakład, mocno ograniczony kolportaż.
Niewykluczone, że poeta w swoim czasie stałby się jednym z ważniejszych przedstawicieli tzw. pokolenia Nowych Roczników -obok, dla przykładu, Anny Czekanowicz, Władysława Zawistowskiego, Bronisława Maja czy Kazimierza Brakonieckiego - które na literacką scenę wstąpiło w drugiej połowie lat 70., gdyby nie polityka. Po 31 sierpnia 1980 roku zaczął działać w "Solidarności", po 13 grudnia 1981 został aresztowany i internowany. W 1984 po zwolnieniu z obozu internowania wyemigrował do Szwecji, gdzie pracuje w Oerebro w ośrodku psychiatrycznym jako terapeuta. Żyjąc i tworząc na emigracji, nie ma wątpliwości, że żyje i tworzy w samotności, w izolacji zarówno od żywej współczesnej polszczyzny, jak i polskiego czytelnika. W wierszach, które znalazły się w "Śnie odwykowym, pisał nawet: "Nikt nie czyta wierszy, które piszę/ Nikt nie pisze wierszy, które czytam/ Nieobecność też jest rodzajem języka", a także: "co ja ci będę/ jak cię prawie nie ma/ w moim bywalstwie".
Samotność i nieobecność to podstawowe tematy także ogłoszonego właśnie tomu poezji "Rzeka brakujących słów", jak i czekającego na wydanie zbioru, który znam z lektury maszynopisu, a raczej wydruku komputerowego, "Dni zimorodków". W jednym z najlepszych wierszy, jakie znalazły się w "Rzece brakujących słów", zatytułowanym "Computer tomography", poeta wyznaje: "Moje ciało jest nadal/ moim ciałem", jakby chciał podkreślić, że niczego więcej nie jest pewien, a w utworze "Tercet" mówi tylko: "Nic tu po mnie". Żyje o tyle, o ile, czego dowodem konfesyjny, napisany w pierwszej osobie liczby pojedynczej, wiersz "Prawie", w którym czytamy: "Ciułam chwile, żeby uzbierać/ większy kawałek czasu, z własnym było i będzie" oraz: "Trzymam rękę na pulsie. Liczę, ile jest sekund w minucie".
Podmiot liryczny tych wierszy to: "bezrobotny facet, który wyszedł z domu,/ żeby być podobnym do tych, co nadal mają pracę" ("Turystyka"), zdający sobie doskonale sprawę z tego, że przypomina: "uchodźcę, nieufnego/ wobec klimatu, zawsze za grube ubranie,/ niewygodny język w ustach" ("Popiół słoneczny"). Niewiele więcej o nim wiadomo: "Podobno/ wyprowadził się stąd i umarł,/ mieszka nadal sam, żyje, stara się,/ żywy jak ja. Stąd pamięć" ("Skreślony z listy").
Ano właśnie jest on kimś, kto ma poczucie, że skreślono go z listy obecnych, żyje na marginesie, wyalienowany ze zbiorowości, chociaż nie ma najmniejszych kłopotów ze stwierdzeniem i potwierdzeniem własnej osobowości i indywidualności. Mówi przecież: "Zjawiam się zamiast nieobecnego" ("Muzyka uliczna"), a także: "Nieobecny odpisuje na list,/ którego nie wysłano" ("Wnętrze"), i jeszcze do siebie samego: "Nie ma tutaj nikogo oprócz ciebie./ Jesteś pierwszy i ostatni" ("Piosenka"). Nieprzypadkowo zatem każdy jego wiersz to studium samotności, każdy nowy wiersz to, jak napisze w "Odlocie": "Jedna z wielu spraw, jedno z wielu zdań,/ złożonych z pojedynczych, samotnych wyrazów".
Tym, co powoduje, że poeta pisze, jest wewnętrzna rana, jaką, jak się wydaje, nosi w sobie każdy z nas, która nigdy się nie zagoi, jest bowiem jednocześnie, jak czytamy w wierszu tytułowym, "otwarta i zamknięta". Dzięki temu, poeta pisze, to znaczy -mówi, mimo że ciągle brakuje mu słów.
Jak wiadomo, nasza krytyka literacka hołduje teorii, że historia literatury polskiej to z jednej strony walka starych z młodymi, z drugiej zaś walka romantyków czy, jak kto woli - barbarzyńców z klasycystami. Roman Kaźmierski, mający za nic międzygeneracyjne spory i wewnątrzpokoleniowe dyskusje, niestety nie mieści się w tej strategii. Nie ulega jednak wątpliwości, że to i owo ma nam do powiedzenia - o sobie, o mnie, o nas.
JANUSZ DRZEWUCKI
Roman Kaźmierski Rzeka brakujących słów. Wydawnictwo Ad. wers, Warszawa 2006
Roman Kaźmierski (wg obrazu Jeana Dubuffeta pt. Dhotel nuance d'abricot
fot.


wyd.wirtualne w portalu "panowie rynsztok i dno" 2006






Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie