Michał Płaczek
Dziennik
 
Październik 2008
2008-10-29 23:35
[29 X 2008, sluchając Dolly Partum] Trudno tempo dzisiejszego dnia nazwać zawrotnym, tym bardziej, że w samym jego (dnia) środku, objedzony szpinakiem (gotowanym w bialym winie), najnowszym dzielem kulinarnym A., poszedlem spać. Przespalem więc antropologię slowa i zamiast strukturalistycznych prawd o języku zapieprzalem "wolny i swobodny jak kulka z flippera" po rozmaitych centrach handlowych, zaczepialo mnie tam mnóstwo osób Sergiusz z Anastazją, Monia Bereżecka, Kacha Szaniawska z Pawlem, ale przede wszystkim: Beata Chmiel skarżąca się, że chciala w Galerii Mokotów zrobić spotkanie autorskie Marcie Podgórnik, ale niestety, nie udalo się znaleźć księgarni, wolny byl tylko obuwniczy i na takie dictum Podgórnik przestala rzekomo odbierać telefon. "Może zadzwonicie do niej z Adamem, wytlumaczycie jej, że to nie tak źle, to są drogie buty, wloskie, skórzane", nawija Chmiel. Wyrazilem zdaje się brak aprobaty dla tego pomyslu. Wtem pojawia się A. i mówi, że za winklem jest wesole miasteczko, żebyśmy się wybrali. Przepraszamy Chmiel, która zostaje sama przed witryną pelną rozświetlonych butów, telefonująca do Meleckiego, żeby to on przyjechal na ten wieczorek. "Wiesz," - mówię do Adasia - "ja to bym wcale nie chcial już takiego spotkania na miejscu Melexa, nie tyle, że buty, ale tak w zastępstwie?". "No, ale sto zlotych, sto zlotych i zwrot kosztów", odpowiada A., i jest to argument nie do podważenia. Wesole miasteczko okazuje się o tyle atrakcją, że jest wspólną wlasnością Przemka W. i Kaczki. Kaczka okrąża miarowo caly teren, bez ustanku kontroluje poziom pracy swoich podwladnych. "Gdzie Przemek?" - pytam go, a Kaczka, że "pewnie pije w barze z tymi swoimi kobietami". Czuję przekąs i postanawiam nie mówić Kaczce prawdy, że Przemek już nie ma żadnych kobiet, że to niemożliwe, bo Ilona. I wtedy zadzwonil mój telefon, byla 19 czy coś kolo tego, zrobilem sobie szprycę, która z miejsca doprowadzila mnie do przytomności. Dzwonila Gosia, chodzilo o lóżko, które od niej odkupujemy, sosnowe. I jeszcze: byliśmy wczoraj na "Wyspie", która jest chyba pierwszym udanym filmem religijnym, jaki obejrzalem w życiu, dopracowanym formalnie, wykonanym świetnie, świetnie zagranym, i przez to tak sugestywnym, że ze wzruszenia prawie się poplakalem. Potem zadzwonila Elżbietka, spędziliśmy wisząc na kablu tradycyjne póltorej godziny. Finisz jak dziś, mięta i jedna z książek do recenzji.
2008-10-28 01:25
[27 X 2008] Pobudka: 10.00, w wannie czytam Pielewina, potem herbata, nie mogę jeść, więc do niej tylko wąski paseczek czekolady "Studentska", którą A. przywiózl z Ostrawy z polecenia Very. A wczoraj o tej samej porze jeszcze dosypialem w Krakowie, w mieszkaniu Kasi F., zmęczony po siedzeniu w Lokatorze, a potem polegiwaniu pokotem z Witkowskimi (Przemkiem i Iloną) w Alchemii. Kraków wydal mi się wyjątkowo ladny, jechalem Alejami do Marty, która dala mi zupy grzybowej ("grzybowa albo ogórkowa, trwa u mnie festiwal zup") i Rydzów po Cygańsku, czulem się wyjątkowo bezpiecznie, na stacji spotkalem Irenę Waliszewską, która, czego możecie państwo nie wiedzieć, byla kiedyś koncertmistrzynią orkiestry szkolnej. Stalem z nowym "Detektywem" pod pachą, a Irena, że Maniek, że tym pociągiem jedzie Maniek, i bylo już calkowite zaskoczenie, gdyz Maniek, który z kolei byl w klasie kontrabasu, stąd się znamy, więc Maniek nalezy do osób istnienia których nie ma się świadomości niebawem po zakończeniu znajomości. A tu w pociągu, którym wracam objuczony z targów książki jedzie Maniek wlasnie, wycięty w dokladnie tym samym ksztalcie, rozmiarze i kolorach z niebytu. Niestety, okazalo się, że Maniek ma poglądy nieco bardziej konserwatywne od moich, no i wyszlo na to, że wyszedlem przed nim na palanta, który zna się na wszystkim od sztuki awangardowej po strukturę ruchu związkowego w Polsce i - co za tym idzie - prawo pracy. Wtem telefon, z którego wynika, że jak każdy chyba wokalista w Finlandii musi choć raz w życiu nagrać "Kuningaskobrę", tak każdy podróżny PKP choć raz musi zostać okradziony, tym razem Ilona, a że to jej debiut w roli ofiary zlodziejstwa, to dzwoni, dzwonią oboje na przemian z P. smutni, bo fraszka utracony telefon, ale w zawiniętej torebce byly jej teksty (przez co rozumiem, że wiersze), wszystkie z ostatniego pól roku. Ilona, powiedzial mi dzisiaj Przem., to kobieta-Zen, dlatego nie publikuje. - o zen się nie mówi, zen się jest, i dlatego pisala, chowala do torebki i nosila to ze sobą, koniec samorealizacji, dopóty torba wiersze nosila, dopóki jej nie ukradli. Dzisiaj poza tym Agamben i Tokarska-Bakir, przyszla nowa "Twórczość" z naszymi tekstami, bardzo rodzinna, mnóstwo znajomych, w tym Wujek Janusz w najlepszej prozatorskiej formie, a teraz melisa, miala zadzwonić Elżbieta, ale już za późno, więc czas się klaść i czytać tego "Detektywa", może znajdę coś dla siebie.
Michał Płaczek
fot.




The dream you dream alone is only a dream - but the dream we dream together is Reality.
(Yoko Ono)




Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie