Michał Płaczek
1 2
>> Jałowy pamiętniczek
Gertruda Stein jest postacią doskonale znaną: każda średnio oczytana osoba zna jej legendarny wierszyk o róży; do tego dorzućmy „Autobiografię Alicji B. Toklas” – jej legendarną powieść – i legendarny związek – z Alicją Toklas właśnie. Tyle na temat Gertrudy Stein wie przeciętny polski czytelnik. Szkoda tylko, że jej biografka ma nam do powiedzenia mniej więcej tyle samo.
Nigdy nie byłem przesadnym zwolennikiem tzw. kursów twórczego pisania, po lekturze tej książki zaś czuję się w obowiązku być ich zajadłym wrogiem. Z wyjątkami oczywiście: podręcznik twórczego pisania Izabeli Filipiak to majstersztyk i doskonała książka o odkrywaniu tożsamości i struktury dzieła literackiego. Kiedy jednak otrzymuję utwory w rodzaju „Dwa życia. Gertruda i Alicja” Janet Malcolm – niewątpliwej absolwentki creative writing wypowiadającej zaczerpnięte z takiego kursu prawdy z emfazą nastolatki prowadzącej pamiętniczek – po prostu nie mam słów. Książki tak głupawej, niepotrzebnej i szkodliwej jak ta dawno nie czytałem.
W swojej istocie ta parabiograficzna książeczka jest bezustanną polemiką z postawą etyczną Stein: autorka „Stanzas in medidation” nie pisała wprost „jestem lesbijką”, jak również nie pisała wprost „jestem Żydówką”. Poza tym dziełko to polega na referowaniu cudzych poglądów na temat Stein, niekoniecznie przeczytanych, opisach poznawania badaczy i badaczek jej twórczości oraz kołomyjowemu powtarzaniu, że Stein była gruba i zarozumiała, ale ładna i miła, a Toklas chuda, brzydka, złośliwa i z wąsem. Do tego pikantne wieści wyciągnięte z analizy (dokonanej przez kogo innego) notatników Stein: orgazmy Alicji nazywała „jałówkami” i była bardzo dumna, że Alicja często w jej objęciach szczytowała.
Kuriozalne wydaje się to, że autorka tej książki przeczytała tylko te utwory Stein, o których usłyszała od badaczy, że przeczytać je trzeba, a o istnieniu innych, istotnych dla poruszanych tak nieumiejętnie w tej książce kwestii, po prostu nie wie. Swój stosunek do twórczości Stein objawia najpełniej na stronie 148, gdzie pisze, że w ciągu pierwszego roku znajomości z trójką steinologów była przez nich usilnie namawiana, by przeczytać „O powstawaniu Amerykanów”, ale „długo opierała się tym namowom”. W końcu, po kilku nieudanych podejściach, pokroiła kuchennym nożem liczący prawie tysiąc stron maczkiem tom na sześć części i czytała je po kolei, by dojść do wniosku, że dzieło to jest niespójne i niezrozumiałe. Medal za wnikliwość. Ale mimo to biografka nie szczędzi nam pretensjonalnych wynurzeń o dziełach Stein (zresztą z całkowitym pominięciem tych dramaturgicznych); są one, jej zdaniem, „przesycone eliksirem oryginalności”, cechuje je „niezmożona pomysłowość eksperymentów”, przy tym jednak „skalę geniuszu Stein trudno określić”.
Tak wyczulona na kwestie światopoglądowe Malcolm w swoim stosunku do „Powstawania” zdradza zaskakującą naiwność. Jej ironiczne podejście do najważniejszego dzieła Stein bazuje w ogromnej części na recepcyjnym stereotypie „Powstawania” jako książki, której nie da się przeczytać. Instancją dającą Malcolm legitymację dla takiej postawy są krytycy, którzy przyznawali, że choć o „Powstawaniu” piszą, książki tej nie przeczytali; pierwszym, zdaniem Malcolm, badaczem „Powstawania”, który się z tym dziełem istotnie zapoznał, był John Ashbery. Szkoda, że do Malcolm nie dotarło, że lekceważące uwagi akademików, bez wyjątku mężczyzn, były podszyte niewątpliwym dla mnie seksizmem, mającym na celu zdezawuowanie Stein jako pisarki – pisarki godnej wysiłku porównywalnego z tym, jaki wkłada się w badanie Joyce’a. Kto z badaczy „Finnegans Wake” przyznaje się otwarcie, że przeczytał tylko kilka stron tego dzieła, a swój wywód opiera na przeczuciach i nie popartych tekstem insynuacjach? Trzeba być bardzo prostodusznym, żeby nie dostrzec, że pogarda, z jaką traktowane do niedawna było „Powstawanie”, jest indykatorem strategii badania Stein w ogóle, a dominujący w wypowiedzi o pisarce lekceważący ton jest bardzo typowy dla wypowiedzi o literaturze tworzonej przez kobiety.
Wszystkie diagnozy Malcolm dotyczące dzieła Stein są niespójne logicznie i wykazują całkowity brak jakichkolwiek krytycznoliterackich umiejętności. Książka w zamyśle miała być poświęcona analizie związku Stein i Toklas – i tutaj niebywały wydał mi się fakt, że autorka ani razu nie wspomina o istnieniu utworu Stein nierozerwalnie związanego z Alicją Toklas, mianowicie „Powieści Dziękuję Ci”.
Tak się składa, że „Novel of Thank You” jest właśnie tłumaczona przeze mnie i Adama Wiedemanna na język polski. Jest to mała rzecz Stein, krótsza niż „Lucyna Kościół Przyjemnie” czy nawet jej łatwiejsze dzieła autobiograficzne („Wojny które widziałam”,
1 2
>>
Nigdy nie byłem przesadnym zwolennikiem tzw. kursów twórczego pisania, po lekturze tej książki zaś czuję się w obowiązku być ich zajadłym wrogiem. Z wyjątkami oczywiście: podręcznik twórczego pisania Izabeli Filipiak to majstersztyk i doskonała książka o odkrywaniu tożsamości i struktury dzieła literackiego. Kiedy jednak otrzymuję utwory w rodzaju „Dwa życia. Gertruda i Alicja” Janet Malcolm – niewątpliwej absolwentki creative writing wypowiadającej zaczerpnięte z takiego kursu prawdy z emfazą nastolatki prowadzącej pamiętniczek – po prostu nie mam słów. Książki tak głupawej, niepotrzebnej i szkodliwej jak ta dawno nie czytałem.
W swojej istocie ta parabiograficzna książeczka jest bezustanną polemiką z postawą etyczną Stein: autorka „Stanzas in medidation” nie pisała wprost „jestem lesbijką”, jak również nie pisała wprost „jestem Żydówką”. Poza tym dziełko to polega na referowaniu cudzych poglądów na temat Stein, niekoniecznie przeczytanych, opisach poznawania badaczy i badaczek jej twórczości oraz kołomyjowemu powtarzaniu, że Stein była gruba i zarozumiała, ale ładna i miła, a Toklas chuda, brzydka, złośliwa i z wąsem. Do tego pikantne wieści wyciągnięte z analizy (dokonanej przez kogo innego) notatników Stein: orgazmy Alicji nazywała „jałówkami” i była bardzo dumna, że Alicja często w jej objęciach szczytowała.
Kuriozalne wydaje się to, że autorka tej książki przeczytała tylko te utwory Stein, o których usłyszała od badaczy, że przeczytać je trzeba, a o istnieniu innych, istotnych dla poruszanych tak nieumiejętnie w tej książce kwestii, po prostu nie wie. Swój stosunek do twórczości Stein objawia najpełniej na stronie 148, gdzie pisze, że w ciągu pierwszego roku znajomości z trójką steinologów była przez nich usilnie namawiana, by przeczytać „O powstawaniu Amerykanów”, ale „długo opierała się tym namowom”. W końcu, po kilku nieudanych podejściach, pokroiła kuchennym nożem liczący prawie tysiąc stron maczkiem tom na sześć części i czytała je po kolei, by dojść do wniosku, że dzieło to jest niespójne i niezrozumiałe. Medal za wnikliwość. Ale mimo to biografka nie szczędzi nam pretensjonalnych wynurzeń o dziełach Stein (zresztą z całkowitym pominięciem tych dramaturgicznych); są one, jej zdaniem, „przesycone eliksirem oryginalności”, cechuje je „niezmożona pomysłowość eksperymentów”, przy tym jednak „skalę geniuszu Stein trudno określić”.
Tak wyczulona na kwestie światopoglądowe Malcolm w swoim stosunku do „Powstawania” zdradza zaskakującą naiwność. Jej ironiczne podejście do najważniejszego dzieła Stein bazuje w ogromnej części na recepcyjnym stereotypie „Powstawania” jako książki, której nie da się przeczytać. Instancją dającą Malcolm legitymację dla takiej postawy są krytycy, którzy przyznawali, że choć o „Powstawaniu” piszą, książki tej nie przeczytali; pierwszym, zdaniem Malcolm, badaczem „Powstawania”, który się z tym dziełem istotnie zapoznał, był John Ashbery. Szkoda, że do Malcolm nie dotarło, że lekceważące uwagi akademików, bez wyjątku mężczyzn, były podszyte niewątpliwym dla mnie seksizmem, mającym na celu zdezawuowanie Stein jako pisarki – pisarki godnej wysiłku porównywalnego z tym, jaki wkłada się w badanie Joyce’a. Kto z badaczy „Finnegans Wake” przyznaje się otwarcie, że przeczytał tylko kilka stron tego dzieła, a swój wywód opiera na przeczuciach i nie popartych tekstem insynuacjach? Trzeba być bardzo prostodusznym, żeby nie dostrzec, że pogarda, z jaką traktowane do niedawna było „Powstawanie”, jest indykatorem strategii badania Stein w ogóle, a dominujący w wypowiedzi o pisarce lekceważący ton jest bardzo typowy dla wypowiedzi o literaturze tworzonej przez kobiety.
Wszystkie diagnozy Malcolm dotyczące dzieła Stein są niespójne logicznie i wykazują całkowity brak jakichkolwiek krytycznoliterackich umiejętności. Książka w zamyśle miała być poświęcona analizie związku Stein i Toklas – i tutaj niebywały wydał mi się fakt, że autorka ani razu nie wspomina o istnieniu utworu Stein nierozerwalnie związanego z Alicją Toklas, mianowicie „Powieści Dziękuję Ci”.
Tak się składa, że „Novel of Thank You” jest właśnie tłumaczona przeze mnie i Adama Wiedemanna na język polski. Jest to mała rzecz Stein, krótsza niż „Lucyna Kościół Przyjemnie” czy nawet jej łatwiejsze dzieła autobiograficzne („Wojny które widziałam”,
Michał Płaczek
fot.
fot.
The dream you dream alone is only a dream - but the dream we dream together is Reality.
(Yoko Ono)
(Yoko Ono)