Radosław Kobierski
ENTOMOLOGIA I PRZEMIJANIE O Pantarei Jerzego Ficowskiego
"Wyglądał jak demon. Miał rozbiegany wzrok, kiedy wstawał i zaczynał przemawiać, wydawało się, że tonie w kłębach dymu" - tak oto jedenaście lat temu jeden z moich znajomych przedstawiał Jerzego Ficowskiego. Po wielu latach zrozumiałem, że było w tej infernalnej charakterystyce coś prawdziwego. Zaprawdę, Jerzy Ficowski musiał posiadać nadludzkie siły, żeby dokonać tego niebywałego dzieła, jakim było odkrycie spuścizny po Brunonie Schulzu. Wychowaliśmy się na jego wysiłku, wyhodowaliśmy sobie ekstatyczne uniesienia, które były jego uniesieniami, z pasją zanurzaliśmy się w odmęty "regionów wielkiej herezji". Nie sposób po prostu przecenić wpływu Ficowskiego na kształt współczesnej kultury, choć ów wpływ, jak to bywa w przypadku wielkich indywidualności, jest nieoficjalny, poza światłami jupiterów i kamer, poza nagłówkami wysokonakładowych czasopism. Ficowski wybiera raczej wjazd na osiołku, zamiast głośnego dynamitu używa kropli wody. Trzeba jednak pamiętać, że Ficowski nie zaczął od egzegezy Schulza i Leśmiana, ale od tomu "Ołowiani żołnierze", jest autorem kilkunastu tomów wierszy, które krytyka nieraz traktowała po macoszemu. Głównym winowajcą zapewne był i jest niełatwy do przyswojenia "materiał" intelektualny, bo przecież nie forma. Trudno w polskiej literaturze o poezję bardziej klarowną i szlachetną. Tylko w utworach ks. Twardowskiego i Marzanny Kielar odnajduję ten swoisty rodzaj ascezy. I... delikatność. Kategorię, jakiej nie znajdziemy w podręcznikach do poetyki a jednocześnie rzecz nieodzowną, jeśli chodzi o podejmowanie tematów, które dla wielu ludzi nie przestały być tematami bolesnymi. Jerzy Ficowski z pewnością jest (że posłużę się określeniem Jerzego Nowosielskiego) bytem subtelnym.

2. Entomolog może być tylko poetą. Jerzy Ficowski ze swojej pasji entomologicznej uczynił najczystszą poezję, a z poezji - entomologię. Tytułowa Pantareja jest bowiem motylem, istotą realną i nierealną zarazem. Nie mam na myśli jedynie poziomu substancjalności, bo jak wiadomo nawet laikom, trudno w przyrodzie szukać istot bardziej subtelnych, ale fakt, że to jednostka, jak pisze Ficowski, nienotowana w dziele systematyzującym Linneusza. Niemniej miejsce przebywania Pantarei jest geograficznie określone - na Archipelagu Guam. Tak, niech państwa zmyli podobieństwo brzmieniowe do Archipelagu Gułag. Ten efekt jest zamierzony choć niekonieczny. W każdym razie dla motyla przebywającego na wyspach Oceanii, tajfun Youppi jest tak samo morderczy jak cyklon historii dla setek tysięcy istnień ludzkich. Ficowski pisze, że leci on albo na albo po swoją zgubę. To istotna różnica. Powiedziałbym, że w tym albo-albo kryje się rzecz dla nas najważniejsza. Pytanie o dobro, o jego rolę. Albo manicheizm, który w złu dopatruje się bytu substancjalnego, siły sprawczej i finalnie-triumfującej, albo chrześcijaństwo z ideą ofiarowania. Jak autor odpowiada na to pytanie? Alegorycznie i paradoksalnie. Szuka wyjścia z ograniczającego nasze myślenie dualizmu. Pantareja zmierza ku otchłani, ale nigdy jej nie osiągnie, bo w zgodzie z matematycznym dowodem nieskończoności, zawartym w paradoksie Zenona z Elei, zawsze będzie w połowie drogi. Piękno może nie zbawi świata, jak chciał Dostojewski, ale też nie zostanie unicestwione.

3. Czy w tym tyglu różnych sił działających w świecie, niszczących i budujących, jest jeszcze miejsce dla pojedynczego istnienia? Czy aby człowiekowi nie zostają tylko okruchy spadające z kosmicznego stołu jak owe czwarte zagubione skrzydło Pantarei, ostrożnie przechowywane w szufladzie? Ficowski pisze właśnie o tych okruchach. Pochyla się (jak na entomologa i poetę przystało) nad drobinami bytu: jest tu miejsce i na zapach piołunu, rdzewiejące jałowce, sosnę i gawrony nad Żoliborzem - które niczym w mikroskali odbijają makroświat i być może usprawiedliwiają wiarę, że całe stworzenie jest rodzajem połączonych naczyń, układanką, w której nie może zabraknąć żadnego elementu. Z tej wiary rodzi się pokora a także zwątpienie w hierarchiczną strukturę bytu. W wierszu "My" Ficowski mówi wprost, że "jesteśmy zwierzętami z własnej nominacji"(…). Sprzeciwiamy się naturze, którą to swędzi więc drapie się i wzdryga np. przy pomocy tsunami". Ale Pantareja to także w pewnym sensie tom rozliczeniowy. Zapyta ktoś, z czym to autor się rozlicza? Ano na przykład z poczuciem pewności, że rozum wszystko jest w stanie wyjaśnić a może nawet ze swoim agnostycyzmem. Niepostrzeżenie przecież w owej swoistej kosmogonii, tyglu prasłowiańskich wierzeń pojawia się osobowy Bóg, który co prawda jest zagubiony "we wszechmości", "zapodziany w sobie", ale zbliża się, czyniąc powszednie cuda, wchodzi w relację osobową z człowiekiem. Specjalistom od teologii zostawiam rozwiązanie kwestii na ile czteroskrzydła Pantareja odpowiada wizjom niebiańskiego wozu u Ezechiela, a ile w trójskrzydłowej dopatrzeć się można tajemnicy trynitarnej. Jestem pewien, że kolekcja motyli jest jednym z zagubionych fragmentów Księgi. Świętego Autentyku.
Radosław Kobierski
fot. Lidia Kobierska


Południe, Zielona Sowa Kraków 2004
Harar, WAB Warszawa 2005
Lacrimosa, Zielona Sowa Kraków 2008
Ziemia Nod, WAB listopad 2010
"Drugie ja" WBPiCAK


25.06.2011 - Toruń
18.06.2011 - Gdynia
02.IX - Warszawa Singera




Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie