Błażej Dzikowski
 1  2  >>
Fragmenty „Brokatu w oku” – pierwszej cześci powstającego tryptyku
Jeszcze mnie nie znacie, czujecie się niepewnie.
Zaufajcie mi. Nie będę oszukiwał.

Tego dnia, kiedy to się wydarzyło, było bardzo zimno. Powietrze było rześkie i ostre, oddychało się nim z przyjemnością. Dzięki temu, że był mróz, przez okno widziałeś wyraźnie nawet najodleglejsze rzeczy.
Tego dnia, kiedy to się wydarzyło, siedziałaś wieczorem przed telewizorem i oglądałaś wiadomości. Nagle wypełniło cię uczucie straty, jak przy odejściu kogoś bliskiego.
Tego dnia, kiedy to się wydarzyło, położyliśmy się w nocy do łóżka. Na zewnątrz ktoś zawołał, ale nie mogliśmy zrozumieć słów. Głos dochodził z daleka.
To właśnie o tym.

Bo zdarzają się takie rzeczy, jak ten mężczyzna, który przez sen nagle pyta: „Kto to mówi? Kto to mówi?”
Żona zagaduje go rano, o co chodziło, a on nie pamięta.
I tak co noc.

Czy jak te zwierzęta, które umierają na poboczu autostrady.
Skulone jak w norze, ale omotane wiatrem.

Młoda córko miasta - są tacy, którzy nazwaliby ciebie tęsknotą.

Czyli: Tora! Tora! Kamikaze w imię piękna. Tygrys i boski wiatr. Ćmy w ataku na trzystuwatowy halogen.


48. Chłopiec na torowisku


Była dziewiąta wieczorem i Roszek wracał do domu po kolejnym dniu akwizycji. Żeby skrócić sobie drogę, liczył rzucające mętne światło latarnie. Na chodniku leżały opadłe liście, czuł głęboki i jakoś tęskny zapach ognisk, w których rolnicy z Miłości palili suche badyle. Przez gałęzie rosnących wzdłuż chodnika drzew zobaczył małą postać, siedzącą na trawie porastającej nasyp kolejowy. Przystanął i zawahał się. Zwrócone do niego plecami dziecko ani drgnęło. Było późno i w domu czekała na niego kolacja, ale nieruchoma sylwetka zaniepokoiła go. W końcu odsunął gałęzie i ruszył po miękkiej ziemi. Może dzieciak się zgubił?
Na nasypie siedział chłopiec na oko sześcioletni, miał na sobie bluzę z zielonego polaru, z kapturem nasuniętym na głowę. Kiedy Roszek dotarł na szczyt nasypu i stanął obok niego, chłopiec drgnął, gotów do ucieczki przy każdym sygnale wrogości, ale nie odwrócił się. W końcu Roszek odezwał się:
- Co tu tak siedzisz?
- Tak sobie – odpowiedział chłopczyk wrogo.
- Zgubiłeś się?
- Nie.
- No to co tu robisz?
- Bawię się – odpowiedział z ociąganiem wpatrzony przed siebie chłopiec.
- W co się bawisz? Siedzisz tak po nocy?
- No.
Roszek nie mógł zdecydować, co dalej, więc usiadł obok w wilgotnej trawie. Otworzył swoją teczkę z perfumami, ale nie wiedział, co z niej wyjąć, więc znowu ją zamknął. Po chwili, wypełnionej tylko szumem wiatru, zdał sobie sprawę, że od dawna nie siedział tak po prostu na trawie, z gwiazdami nad głową, nie myśląc, co trzeba zrobić jutro. Parę metrów przed nimi były tory kolejki podmiejskiej, dalej, w dole, czarny las, a w górze rozpościerało się tak wzywające w dzieciństwie wielkie nocne niebo i kosmos. Późno, późno, jutro prawie o świcie muszę wstać, pomyślał nagle i przestało mu być wygodnie.
- Będziesz umiał wrócić do domu? – spytał.
- Tak.
- Na pewno?
- Yhy.
- Rodzice wiedzą, gdzie jesteś?
- Gadu gadu gadzina – westchnął cicho chłopiec.
- Co takiego?
- Wiedzą.
- Daleko mieszkasz?
- Tu bliziutko – chłopiec wykonał nieokreślony ruch głową.
- Bo ja już iść muszę – Roszek wstał. – Mogę odprowadzić cię do domu.
- Dziękuję panu niezwykle serdecznie, ale naprawdę nie trzeba – powiedział chłopczyk z wielką i cierpliwą uprzejmością. - Dobranoc.

Następnego dnia w pracy Roszek nie pamiętał o tym dziwnym spotkaniu, ale kiedy nastała noc i po powrocie do miasteczka znów szedł chodnikiem do domu, przystanął w tym samym miejscu i spojrzał przez gałęzie na trawiasty nasyp. I znów zobaczył ciemną sylwetkę chłopca w sportowej bluzie na tle rozgwieżdżonego nieba. „Siedział tak od wczoraj? Niemożliwe!” – pomyślał Roch, przedarł się przez gałęzie i zaczął się wspinać po nasypie ze stanowczym postanowieniem, że tym razem wyciągnie z małego prawdę.
Kiedy był na górze, zobaczył, że siedzący na ziemi chłopiec, tradycyjnie wpatrzony przed siebie, spokojnie je kolację. U jego kolan, w trawie, stał talerz z paroma kanapkami z sałatą i szynką, obok parująca herbata w plastikowym kubku. Najwidoczniej mówił prawdę, że mieszka niedaleko. Nagle zdecydowane słowa, które Roszek układał sobie po drodze na górę, straciły cały sens, więc po prostu usiadł obok chłopca i odstawił teczkę. Milczący chłopiec poczęstował go kanapką. Roszek zjadł i w tym jedzeniu i niemym wpatrywaniu się w niebo nad lasem znów odnalazł wielki spokój i odpoczynek.
Tym razem nie padło ani jedno słowo, po pół godzinie Roszek po prostu wstał i poszedł do siebie. I przez parę dni stała się już nawykiem ta nocna droga w górę nasypu, siedzenie w ciszy obok chłopca, chłodna trawa, szum lasu i spokojny wiatr na twarzy. W napiętym harmonogramie młodego akwizytora pojawiła się nagle dziwna nisza, nocna chwila odpoczynku w bez-czasie pod gwiazdami, kiedy myśli wylatywały na swobodę. Wydawało się, że chłopcu nie przeszkadza
 1  2  >>
Błażej Dzikowski udał się na balkon
fot. Dominika Dzikowska


"Pies", Zielona Sowa 2002
Brokat w oku (PWRSA, 2007)
Wszystkie zwierzęta na poboczu autostrady (Zielona Sowa, 2007)


Krakowskie Targi Książki:

'Wszystkie zwierzęta na poboczu autostrady' będę podpisywał w sobotę, 27 października, od 16:00 do 17:00. Stoisko Wydawnictwa Zielona Sowa (A5)

'Brokat w oku' będę podpisywał w niedzielę, 28 października, od 13:00 do 15:00. Stoisko Przedsiębiorstwa Wydawniczego Rzeczpospolita SA (C14)

Wszystkie te niezwykłe wydarzenia będą miały miejsce na ulicy Centralnej 41a, w Krakowie oczywiście.


Błażej Dzikowski
http://www.blazejd...

fotografka extraordinaire
http://www.dominik...


Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie