Magdalena Gałkowska
Manon Lescaut wygłasza monolog stojąc w oknie na piątym piętrze apartamentowca
piję wódkę i kręcę tym zasranym światem
w idealne kółeczka dymu z papierosów,
o średnicy kieliszków. idealny łuk ud
rozkładanych jak mapa dla poszukiwaczy
skarbów lub mocnych wrażeń. a każdy poranek
wykradam bez skrupułów, niczym wymięty plik
odżałowanej forsy. muszą się z tym liczyć,
że kiedy przyjdą do mnie, to jakby nie istnieli
chwilę wcześniej lub nigdy. na jedno wychodzi.
przychodzą wieczorami, nad ranem znikają
jak w trójkącie bermudzkim, bez śladu, bez dźwięku,
bez wyrzutów sumienia. umiem tak to zrobić:
oddawać się bez reszty, dla okragłej kwoty,
na chirurga plastyka, luksusowy kurort
z dala od lepkich dłoni. umiem tak to zrobić,
że myślą, że to dla nich, potem cicho zniknąć.
a gdy się zdarza miłość, to cierpią podwójnie
za mnie, siebie, złudzenie, któremu ulegli,
gdy im sie wydawało, że już mają wszystko.
a gdy się zdarza miłość, to nie chcę pamiętać.
♦ zawilec
♦ rondo
♦ fantom
♦ niebo