Joanna Fligiel
Wiersze, którym można wierzyć. „Geny'' J. Fligiel
O kulisach przyznania Grand Prix Granitowej Strzały 2011 r. powiedziano już wiele. Zbyt wiele, biorąc pod uwagę, że o samej nagrodzie - tomiku Joanny Fligiel pt. Geny poczytać można właściwie tylko w posłowiu tejże książki napisanym przez Jerzego Suchanka.
Przede wszystkim podkreślił on głębię i prostotę wierszy laureatki. Trudno się z nim nie zgodzić – język autorki jest dość prosty, przystępny każdemu (choć w żadnej mierze prostacki), a opisywanym historiom można wierzyć – opowiadają o (jak się okazuje – z pozoru) zwykłych ludziach i codziennym życiu:
„Mam dziesięć lat. Od trzech mieszkamy na fliglówce.
Fliglówkę wybudował mój tata. Jak pomnik stoi do dziś.
(…)
Jolka mieszka piętro wyżej, z bratem
i z rodzicami. Nocami przesiadujemy na korytarzu.
(…)
Nie domykamy drzwi i dlatego w naszej kuchni
mieszka mysz. Zostawiam dla nie ser, ale
i tak woli torebki z cukrem na kartki.
Życie takie już jest, zależne od tego, by
nie znaleźć się w nieodpowiednim miejscu,
w nieodpowiednim czasie. Życie nie ma szans, gdy
przebiega przed nosem taty. Tata ćwiczył palce na
sonacie. Do perfekcji opanował późny okres;
śmierć z wbitym widelcem, śmierć w krawacie, życie
w nieodpowiednim czasie i spektakularny finał.”
[z: Wspomnienie w tempie rubato, str. 8]
Wspomniana Jolka jest jednym z ważniejszych bohaterów tomiku. Autorka poświęca jej cały cykl, przedstawiając jako jedną z najbliższych przyjaciółek podmiotu. W notce na ostatniej stronie okładki poetka przyznaje, że postać jest autentyczna, chociaż nie ma pojęcia o swoim wkładzie w rozwój opowiedzianej historii. Joanna sama wkłada słowa w usta koleżanki, ale robi to w sposób bardzo autentyczny. Czytając, aż chce się powiedzieć, że każdy z nas ma w swoim otoczeniu taką Jolkę.
Poetka jednak nie poprzestaje na zapisie wspomnień i koleżeńskich dialogów. W Genach odnaleźć możemy również wiersze zaangażowane w tematykę społeczną i polityczną. Podmiot liryczny jest wyrazisty, inteligentny i spostrzegawczy oraz ma dobrze ugruntowane, jednoznaczne poglądy.
„(…)
W Polsce o świętego biją się sportowcy
z bezdomnymi, aktorzy z miłośnikami górskich
wycieczek, rolnicy z ludźmi nauki,
a Kardynał Dziwisz przewiduje,
że Jan Paweł II zostanie patronem
odzyskanej wolności, jedności i solidarności.
Powinien zostać patronem wszystkich
oszukanych, bezrobotnych i bezdomnych Polaków,
a najlepiej to wykorzystywanych w pracy.
Ponieważ jego świętość mają ogłosić 1-go Maja,
to niech święty będzie miał prawo wstawić się
u Pana Boga, tylko tak mogą mieć jeszcze
nadzieję, na zmianę losu, miliony rodzin.
Na patrona emigrujących za jakąkolwiek robotą,
choćby na zmywać albo do azbestu,
Jolka proponuje Donalda.”
[z: Wyniesieni na ołtarze, str. 30]
W całym tomiku konceptualnie ważne są opozycje: tu-tam; było-jest; Jolka-ja; Peter-ja oraz odnajdywanie niezwykłości w sprawach codziennych:
„Teraz to z Jolką rozmawiamy tylko przez telefon.
Ja tu, ona tam. I dlatego nie piszemy listów.
Zanim wybiorę numer, a ona podniesie słuchawkę
- jasność jak śnieg opada na istotę szarą
i przestaje się ona różnić od istoty białej,
włókien nerwowych, nieodpowiadających
za wyższe czynności mózgowe jak pisanie.
Z szymborskiego punktu widzenia, za to
może odpowiadać Peter. Człowiek przystojny
i dobry, nieznający się na poezji,
bez dzieci, ani żony, bez żadnej
kobiety, za którą by tęsknił,
świetnie gotuje, możesz mnie uszczypnąć.
Rozmawiam z Jolką o prostytucji i platformie.
W strefie białej żyje się spokojniej.”
[z: O miłości szczęśliwej napisano niewiele wierszy, str. 44]
Geny Joanny Fligiel to również studium śmierci. Widzianej na własne oczy, na wskroś realnej, bliskiej. Nie ma w tym patosu ani przerysowania. Jest poetycki obraz zdarzeń i emocji. Obraz śmierci oswojonej. Peelka wypisała ze swojego świata między innymi staruszka z trumną, matkę, która umarła wcześnie i samobójcze odejście ojca. Spokojnie i bez zbędnej egzaltacji mówi:
„(…)
O wszystkim. W jednym roku
pogrzebałam czwórkę mężczyzn.
Siedzę na dywanie i głęboko
oddycham. Podobno po czterdziestu
minutach zmniejszę aktywność
prawego płata, stanę się optymistką,
przedłużę życie. Podobno, bo
czuję się tak jakby
przeze mnie Dalajlama musiał
opuścić Tybet. Zaczynam pleśnieć,”
(…)
[z: Kryzys, str. 13]
Mimo wszystko podmiot tych wierszy ma w sobie jakiś rodzaj siły. Jego historiom można wierzyć, nie są przerysowane, zduszone pseudopoetyckością. One żyją.
Wreszcie po drugie – narratorka opowieści nie przegrywa ze wspomnieniami i realiami. W miarę możliwości przystosowuje się do nich. Ma świadomość mocy sprawczej słów i czynów. Mówi:
„Już nie jestem jak ten rudy szczur z podwórka.
Nie stoję pod drzwiami i nie czekam na resztki.
(…)
Przeciągam się, uśmiecham, do lustra. Narcyz
przy mnie to pryszczaty szczeniak, myślę
i piszę te swoje monologi, tato.
[z: Studium samotności, str. 12]
Zaraz potem przyznaje:
„(...)
jestem stworzona do normalności,
ale ciągnę za dużo wątków,
nie tylko w poezji, kotku.”
[z: Będę się kochać, str. 40]
Śmiem twierdzić, że wątków w Genach laureatki konkursu Granitowej Strzały wcale nie jest za dużo, a książkę po prostu należy przeczytać kilka razy. Wracać i wracać.
Oliwia Betcher – tłumaczka języka angielskiego, czeskiego i rosyjskiego. Pisze felietony, eseje, recenzje, wiersze i prozę.
Joanna Fligiel
fot. Andrzej Walkusz
fot. Andrzej Walkusz
Główna nagroda w Konkursie zorganizowanym przez East Bay American asociation z siedzibą w Marinez w Californii - "Debiut 2008".
Nagroda Grand Prix w III Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O Granitową Strzałę" 2011 r.
Siedem wierszy Joanny Fligiel ukazało się w 2012 r., w trzecim tomie "Wierszobrania" wyd. przez Stowarzyszenie Ochrony Poloników Niemieckich i dwutygodnik polonijny "Samo Życie".
K.I.T. Stowarzyszenie Żywych Poetów, wrzesień 2018