Justyna Radczyńska
Author's log
August 2008
2008-08-03 19:50
Pasażerka
[ przetwór*) oraz zwierzenie ]

Budzę się przedwcześnie rano i zasypiam z trudem wieczorem nie mając najmniejszej pewności co do swojego stanowiska w tym świecie, w tym mieście, w swojej rodzinie. (W Internecie?) Nie potrafiłabym również, chociażby pobieżnie, wymienić jakie pretensje mogłabym z pewną dozą słuszności rościć o to do kogokolwiek. Nie mogłabym nawet uzasadnić, że leżę w swoim pokoju, trzymam się dzielnie, pozwalam się nieść łóżku, tak że senne obrazy usuwają mu się z drogi albo też przemijają spokojnie lub stają ostatecznie w świetle księżyca, przed otwartym oknem. Nikt wprawdzie od nich tego nie wymaga, ale to już obojętne.

Łóżko zbliża się do okna, jakiś obraz senny staje na parapecie, gotowy wyskoczyć. Ukazuje się moim oczom z taką wyrazistością, jak gdybym go dotykała. Ubrany jest w krepę, fałdy draperii prawie się nie poruszają, ma obcisłą koszulę, a kołnierzyk z białej koronki o delikatnym wzorze - ze swobodnym spustem żabotu w miejscu przeznaczonym na krawat; lewą dłoń przyłożył do framugi, w prawej trzyma parasol oparty jak laska o parapet zewnętrzny - solidną półkę rozpiętą nad zanieczyszczonymi półrynnami, o zdewiowanym spadku, tak, że stały się jakby wymionem podniebnej, miejskiej kloaki – odchodów ptaków i lotnych śmieci, skroplonego smogu i zwłok nieznanych organizmów – zbłąkanych owadów, nieudanych piskląt i niezidentyfikowanego planktonu powietrznego, a może nawet dorosłych ptaków albo ich popsutych jaj, sądząc z fetoru, który przysycha w palącym słońcu i powstaje następnie z każdym deszczem do swej gnilnej postaci. Wtedy obrzydliwa masa rozpulchnia się i zalega w bezruchu w półrynnie, nigdy nie spływając w dół, gdyż otwór został już dawno zapchany – powiększa z roku na rok swoją objętość, aż do czasu pierwszego przepełnienia gdy półrynna nie utrzyma już w swoich objęciach zaległej obrzydliwości i ta zacznie występować z brzegów żeby spłynąć po ścianach. Parapet zewnętrzny jest nie tyle pokrywką czy przedśmieciowym alibi lecz półką widokową na ten miejskoohydny szlam i nieład.

Obraz senny ma śniadą twarz od operującego (w oknie?) słońca, nos nieco zaostrzony, u końca węższy i zaokrąglony. Senny mężczyzna jest szpakowatym eksblondynem o delikatnych włosach, drobne włoski rozwiewają się nad jego prawą skronią, imitując to jedyne radosne rozmierzwienie włosa, po erotycznej sytuacji, o której trudno wspominać nad cuchnącą półrynną. Jednak senny widok nie ma składowej zapachowej, pozostaje więc tylko brudna wyobraźnia, od której chciałabym abstrahować leżąc w łóżku.

Małe ucho sennego mężczyzny nadstawione jest w lekkim podnieceniu, nie dość ciasno przylega do głowy, nie dość się pilnuje z tym zainteresowaniem, ponieważ leżę tuż obok, widzę całą zewnętrzną stronę srebrnej muszli ucha i cień u jej nasady.

Zadałam sobie wówczas pytanie: jak to się dzieje, że on nie dziwi się sam sobie, usta ma zamknięte w tym dziwnym położeniu między mną, oknem, podłożem i niebem, między poziomymi płaszczyznami w obecności żywej i nieżywej organicznej substancji. Jak to się dzieje, że on słucha, ale nic na ten temat nie mówi?


*) – z „Pasażera” Franza Kafki w przekładzie Alfreda Kowalkowskiego; „Nowele i miniatury” - wydanie drugie, Wydawnictwo Atext, Gdynia 1991
Justyna Radczyńska
fot.








Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie