Adam Wiedemann
Dziennik
Styczeń 2009
2009-01-19 22:11
(Dream #3) Łażę z Januszem Rudnickim po jakimś obcym miasteczku, prowincjonalnym do bólu – nie ma tu nawet asfaltu, tylko drogi bite. Szukamy ulicy Jana Kazimierza, przy której mieszkał jakiś znany pisarz (chodzimy „jego śladami”), mam na karteczce zapisany adres. Napotkany mężczyzna mówi, że jest tu ta ulica, tylko trzeba przejść przez jego podwórko, zaraz nam otworzy. Znika, po jakimś czasie znajdujemy tę ulicę sami. Wskazane mieszkanie mieści się w starej i niegdyś wystawnej kamienicy, dziś przeraźliwie zapuszczonej. Pukamy do drzwi, otwiera nam niemłoda kobieta, wchodzimy do smrodliwego pomieszczenia, w którym jest jeszcze trzech mężczyzn w podobnym wieku, dwóch siedzi, jeden leży, kobieta proponuje nam herbatę, wychodzi ją zrobić, jeden z mężczyzn wyciąga wódkę, częstuje nas, po czym ci dwaj, co siedzieli, wychodzą, zostajemy z tym, co leży, kobieta nie wraca, w końcu postanawiamy stamtąd wyjść. Mieszkamy w hotelu koło kościoła, do którego idzie się przez park – szukamy drogi. Już jest następny dzień, pakuję się przed wyjazdem, przychodzi do mnie Skolas z talerzem rosołu, zaczyna go jeść i natychmiast się krztusi, rozbryzgując rosół na moje pięknie poskładane koszule – nagle widzę, że to są te, w których chodziłem 10 lat temu. Mam jeszcze półtorej godziny do pociągu, postanawiam przejść się, wchodzę do sklepu płytowego, gdzie w specjalnej gablocie leżą Dzieła Wszystkie Holligera – rzecz dla mnie bardzo kusząca, ale droga, 770 złotych. W końcu decyduję się to jednak kupić – bo może nigdy już na coś takiego nie natrafię. Pani kasjerka jest bardzo podekscytowana i przygotowuje specjalną torbę, do której sprzedawca wpycha mnóstwo płyt, głównie – jak zauważam – Mozarta. Na mój stanowczy protest odpowiadają, że Mozart to specjalny bonus dołączany do Holligera po cenie promocyjnej. Jestem okropnie zdenerwowany tym podłym oszustwem i żądam zwrotu pieniędzy. Oboje gdzieś znikają, znów siedzę i się nudzę, niby mam jeszcze dużo czasu, ale już czuję rajzefiber. W końcu zjawia się sprzedawca, zwraca mi 240 złotych i wręcza niewielkie pudełko z płytami samego tylko Holligera.
2009-01-11 13:53
(Polonia w Kolonii, part 5) - Ty, Chilijczyk – Lilka, nieco już wstawiona, przewierca Juana spojrzeniem oczu skośnych i czarnych jak przysłowiowe „węgielki”. – Wszyscy mi mówią, żeś ty taki zdolniacha, we wszystkch językach gadasz, to ciekawa jestem, co też masz w nich do powiedzenia. - A co byś chciała wiedzieć? – odpowiada Juan Pablo i cieszy się, jak to niby sprytnie wybrnął z sytuacji. Tymczasem do mnie dosiada się Janusz i: - Popatrz ty na niego – pokazuje mi Vlada, tego Słowaka. – Nie miałbyś ochoty z nim? - Mój ładniejszy – mówię stanowczo, zwłaszcza że Vlad, mimo że istotnie ładny, dysponuje tym typowo słowackim głosem, który mnie zwyczajnie śmieszy. - Ty, ja ci radzę, spróbuj – Janusz nie daje za wygraną. – On jest teraz najdroższy fotograf sportowy, a przyjechał do Niemiec w samych trampkach, słowa po niemiecku nie umiał. Zrobił trzy zdjęcia i zaraz powiedzieli: geniusz. A poza tym mnie się wydaje, że on to z tych waszych, ciepły. - Ty jesteś ciepły?!!! – dziwi się hałaśliwie sąsiadka Ewy, najwyraźniej mająca już na mnie zakusy. - Pojedziesz z nami do hotelu? – odparowuje jej na to Janusz. – Whirlpool za darmo, no powiedzmy, że odpalę ci ze dwie stówki za numerek. - On mnie obraża! On chce mnie obrazić?!!! Ewa, jedziemy do domu! Tymczasem Lilka już na całego obraża Juana Pablo. - Jaki tam z ciebie emigrant?!!! Ty jesteś dupa, nie emigrant! - A ty co, dlaczego niby taka specjalna? - Ona jest – wyjaśniam – emigrantka marcowa. - I co z tego? Ja jestem – (liczy w myślach) – emigrant grudniowy, no i co? - Czy ty w ogóle cokolwiek rozumiesz z tego świata, poligloto? Czy ty wiesz, że ja urodziłam się w górach Pamiru? Że wojnę przeżywszy w Kazachstanie, trafiłam do Grecji i mogłam pojechać wszędzie, ale wróciłam do tej ich pierdolonej Polski, a oni mnie po paru latach, po paru dosłownie latach wypierdolili z jedną walizeczką? - Wypierdolili? Kto? - Jak to kto? Ty nie wiesz. Takie huje jak ty.
2009-01-11 12:13
(Dialog w MarcPolu) PANI GOSIA: - Na co bierzesz banany? PAN MICHAŁ: - Na pietruszkę.
Adam Wiedemann
fot. Zbigniew Bielawka








Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie